Wyjątkowa fraszka świąteczna o wigilii Bożego Narodzenia, przerwanej pożarem. Tekst pochodzi z gazety "STRAŻAK", wydanej w grudniu 1903 roku. Materiał możemy Wam opublikować, dzięki pracownikom Centralnego Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach.
Już wkrótce z gwiazd oczu w bezdennej przestrzeni
wytrysną miryady srebrzystych promieni —
i huknie kolęda radością przejęta
wnet z piersi tysięcy... Noc zbliża się święta...
Tymczasem śpią gwiazdki.... wkrąg snują się cienie...
przyćmionym szafirem lśni niebios sklepienie....
Już Zosia odświętnie przybrana od rana
w bieluchnej sukience, jak zorza rumiana—
lub kwiecie jabłoni — różowa i biała,
stół siankiem pachnącem leciuchno zasłała;
(czci wiernie tradycyę pan Majster Jacenty)
nadchodzi już moment solenny i święty...
Już wszystko gotowe; „nakrycia", talerze —
na śnieżnym obrusie już strucle lśnią świeże,
już leżą na spodku złoconym opłatki -
i rdziełou w kuchence skończone już „matki":
—woń potraw ponętna do gardła wprost płynie—
a gwiazdki nie widać...
Przy swojej dziewczynie
Stach, strażak, chłop setny — wpatrzony w niebiosa
w ciemności gwiazd szuka — a w oczach lśni rosa;
za srebrnym połyskiem wilgotny wzrok goni-
a rączka cieplutka w potężnej drży dłoni
i szepczą cichutko usteczka kochane:
— „Co ja też od pana na gwiazdkę dostanę?!"
Stach rączkę jej ściska z nieśmiałą pieszczotą:
— „Całego mię przyjmij, o moje ty złoto...
a ja co dostanę?!!. Znów Zosia się płoni
i miękka jej ręka w strażaka drży dłoni...
i słychać szept cichy, kochaniem nabrżmiały:
— „Stasieńku!!.. — „Zosiunia... ty kwiatku mój biały".
Pan Majster" na „dzieci" figlarnie spoziera -
i chłonie woń potraw — i ręce zaciera,
wciąż w okno zerkając; Już „pani Majstrowa"
w odświętnym czepeczku, spocona — gotowa
dać hasło do stołu., już wstaje...
— Gdy nagle—
rumianych łun w dali podniosły się żagle—
blask niebo rozpalił jak krwawej głąb nawy:
— nie gwiazdka to błysła — a pożar jaskrawy!...
— I nagle pobudka w powietrzu rozbrzmiała:
Stach puścił dłoń Zosi i wypadł jak strzała —
i tylko w przelocie szept rzucił: — „bądź zdrowa!!!
Pobladła dziewczyny twarzyczka różowa—
pierś trwoga ścisnęła; ...Nuż mu się co stanie...
„O ratuj go Chryste!... o zlituj się Panie!"
— i miłość dziewczęcą podsycił dreszcz trwogi.
Stach stokroć się bardziej serduszku stał drogi —
a w oczach się dumy połyski zatliły:
— „On drugich ratuje... mój dzielny... mój miły!!
Pan Majster Jacenty i pani Majstrowa
szeptali też w duchu: „Niech Bóg go uchowa,
„bo chłopiec poczciwy, i chwacki, i gładki;
„trza dzieciom wesele wyprawić w ostatki".
Bez żalu i trwogi Stach w ognia szedł fale,
nie czując bynajmniej w płomiennym zapale—
że ręce żar parzy, że czoło pot rosi—
że serce się z piersi wyrywa do Zosi—
że usta spieczone żar zmienia w korale;
— a kiedy powinność swą spełniał wytrwale,
gdy bliźnich ratował z ognistej powodzi
szept płynął wślad za nim: — „Niech Bóg cię nagrodzi".
Wracają od ognia po znoju, po pracy,
przy trąbki odgłosie znużeni strażacy
w złocistych swych kaskach wśród blasku pochodni;
a chociaż spoceni, spaleni i głodni -
z wesołych ich oczu zdrój tryska otuchy.
Za nimi głos płynie: —Bóg zapłać wam, zuchy!
~Marya Remiszewska.
ZOBACZ TAKŻE:
- "Wigilia Strażaka". Świąteczna fraszka z "Przewodnika Pożarniczego" z 1903 roku.