Włamywacze zniszczyli fragment jednej z bram, ale nie dostali się do środka. - I tak by nic nie ukradli, bo alarm szybko by ich spłoszył. Ale to nauczka dla wszystkich strażaków, by przyjrzeli się zabezpieczeniom w swoich remizach - mówi Jan Ploch, prezes OSP Kadłub.
Druhowie w sobotni wieczór wyjeżdżali do pożaru. Po akcji zaparkowali auta w remizie i zamknęli, tak jak zawsze.
- W niedzielę rano spotkaliśmy się znowu w rmizie, żeby ogarnąć samochody, powypisywać karty i zastaliśmy wyłamanę bramę, uszkodzoną prowadnicę. Zawsze jak się słyszało o włamaniu do jakiejś remizy to myśleliśmy, że to gdzieś się daleko wydarzyło, ale nas to nie dotyczy. Okazało się, że jednak nie - mówi Jan Ploch, prezes OSP Kadłub.
Strażacy z Kadłuba mają zainstalowany nowoczesny alarm, sprzężony z oświetleniem wewnątrz i na zewnątrz remizy, a także z syreną. W przypadku, gdy jedna z czujek wykryje ruch, poza alarmem wszyscy strażacy dostają także powiadomienia na telefon. Alarm jednak nie włączył się. Druhowie podejrzewają, że włamywaczy spłoszył przejeżdżający samochód lub jakiś mieszkaniec.
- Ponadto nasza remiza jest w środku wsi, latarnie świecą tak, że jest tam jasno jak w dzień. Słyszeliśmy o włamaniach do remiz, ale to bardziej na uboczu, a tutaj? W centrum wsi? - zastanawia się prezes.
- Zniszczenia nie są duże. Najbardziej denerwuje fakt, że ktoś w ogóle miał sumienie to zrobić. Przecież ten sprzęt służy do ratowania mienia, zdrowia i życia ludzi. Jednostki są teraz coraz lepiej wyposażone w sprzęt, dlatego warto zaapelować do strażaków, by przejrzeli zabezpieczenia w swoich remizach - dodaje Jan Ploch.
Sprawę włamania do strażaków bada policja.
(Fot. OSP Kadłub)