Czy strażak OSP może łamać przepisy jadąc do alarmu? To pytanie często nasuwa się druhom, którzy pędzą ze swojego domu czy pracy do strażnicy, by wsiąść do wozu gaśniczego i jechać na akcję. Okazuje się, że strażak-ochotnik powinien stosować się do przepisów tak samo, jak każdy inny kierowca. Jeśli jednak straci prawo jazdy w wyniku zbyt szybkiej jazdy, może liczyć na zastosowanie pewnego "wyjątku" i dokument odzyska.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, strażak-ochotnik, jadący swoim prywatnym samochodem jest traktowany jak każdy inny kierowca i obowiązują go przepisy ruchu drogowego, w tym oczywiście ograniczenia prędkości. Tylko kierowcy samochodów uprzywilejowanych, po odpowiednim przeszkoleniu i poruszający się samochodem z niebieskimi "kogutami" oraz włączonymi sygnałami dźwiękowymi, mogą nie stosować się do przepisów ruchu drogowego. Używanie ich w samochodzie prywatnym, a nawet samo ich przewożenie takich urządzeń jest zakazane.
Reguluje to Prawo o ruchu drogowym - art. 66, który mówi:
"Zabrania się umieszczania w pojeździe lub na nim urządzeń stanowiących obowiązkowe wyposażenie pojazdu uprzywilejowanego, wysyłających sygnały świetlne w postaci niebieskich lub czerwonych świateł błyskowych albo sygnał dźwiękowy o zmiennym tonie"
oraz Art. 96a kodeksu wykroczeń, w którym czytamy:
§ 1. Kto, nie będąc do tego uprawnionym, posiada w pojeździe urządzenia stanowiące obowiązkowe wyposażenie pojazdu uprzywilejowanego w ruchu, wysyłające sygnały świetlne w postaci niebieskich lub czerwonych świateł błyskowych albo sygnał dźwiękowy o zmiennym tonie, a także elementy oznakowania w postaci napisów, podlega karze grzywny.
§ 2. Kto, nie będąc do tego uprawnionym, używa w pojeździe sygnałów świetlnych w postaci niebieskich lub czerwonych świateł błyskowych albo sygnału dźwiękowego o zmiennym tonie, podlega karze aresztu do 14 dni albo grzywny.
§ 3. Urządzenia lub elementy oznakowania, o których mowa w § 1 i 2, podlegają przepadkowi, choćby nie stanowiły własności sprawcy.
Do niedawna Prawo o ruchu drogowym nie stanowiło wyjątków i jeśli jadąc do remizy na akcję przekroczylibyśmy dozwoloną prędkość o więcej niż 50km/h, policjanci byliby zobowiązani do zatrzymania nam prawa jazdy. Od czerwca pojawiła się jednak pewna "furtka".
W nowelizacji Prawa o ruchu drogowym, która weszła w życie 22 czerwca tego roku, zastosowano zapis o "stanie wyższej konieczności". Zgodnie z nim, policjant może w takiej sytuacji odstąpić od zatrzymania prawa jazdy, jeśli kierujący "dopuścił się naruszenia działając w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego dobru chronionemu prawem, jeżeli niebezpieczeństwa tego nie można było uniknąć inaczej, a poświęcone dobro w postaci bezpieczeństwa na drodze przedstawiało wartość niższą od dobra ratowanego".
Co ciekawe, nawet gdy policjant nie zrozumie naszej sytuacji i jednak zatrzyma prawo jazdy, może nam je oddać starosta, do którego trafi zatrzymany dokument - jeśli powołamy się na ten zapis.
Powyższy zapis dotyczy nie tylko strażaka-ochotnika, spieszącego się do remizy, ale też np. osoby, która wiezie do szpitala prywatnym samochodem osobę, której zagrożone jest życie czy rodzącą kobietę.